Środa, 17 grudnia 1975 roku.
W hotelu Westgate w centrum San Diego w Kalifornii zapowiedziano konferencję prasową pani Judith Exner. Kim była ta licząca 41 lat kobieta, odpowiadająca nerwowo na pytania zgromadzonych dziennikarzy, skrywająca oczy za szkłami okularów przeciwsłonecznych?
Miesiąc wcześniej, 20 listopada, ukazał się drukiem roboczy projekt sprawozdania specjalnej komisji powołanej przez Senat Stanów Zjednoczonych do zbadania działalności rządu w sprawach dotyczących operacji wywiadowczych. W jej skład weszli: Frank Church z Idaho jako przewodniczący, John G. Tower z Teksasu – wiceprzewodniczący, Walter F. Mondale z Minnesoty, Gary Hart z Colorado, Howard H. Baker z Tennessee i Barry Goldwater z Arizony. Powołanie owej komisji było jednym z kroków w cyklu przedsięwzięć podjętych przez Kongres w latach siedemdziesiątych w zamiarze zwiększenia wpływu na amerykańską politykę zagraniczną i wyjaśnienia domniemanych nadużyć służb wywiadowczych. Szczególnym zainteresowaniem rzeczonej komisji cieszyły się przypuszczalne spiski zawiązane przez agencje wywiadowcze Stanów Zjednoczonych przeciw Patrice Lumumbie w Kongo, Fidelowi Castro na Kubie, Rafaelowi Trujillo w Dominikanie oraz udział tych agencji w obaleniu Ngo Dinh Diema w Wietnamie Południowym. Pytanie, na które usilnie szukano odpowiedzi, brzmiało: kto sankcjonował owe akcje?
W przygotowanym przez komisję sprawozdaniu, w części poświęconej operacjom administracji Johna Kennedy’ego przeciw Kubie, do których Centralna Agencja Wywiadowcza zaangażowała kilku bossów mafijnych, znalazł się następujący fragment: „Dowody uzyskane przez komisję wskazują, że bliski przyjaciel prezydenta Kennedy’ego był w częstym kontakcie z prezydentem od końca roku 1960 do połowy 1962. Raporty i świadectwa FBI wskazują, że prezydencki przyjaciel był również bliskim przyjacielem Johna Rosellego i Sama Giancany i często widywał ich w wymienionym okresie… Zapisy telefoniczne Białego Domu wykazują 70 przypadków połączenia między Białym Domem a prezydenckim przyjacielem, którego zeznania potwierdzają częste kontakty telefoniczne z samym prezydentem”.
Już takie oświadczenie, zawarte w oficjalnym dokumencie specjalnej komisji senackiej, wystarczyłoby dla wstrząśnięcia dotychczasowym wizerunkiem nieżyjącego prezydenta. W rzeczywistości na wizerunku tym już cztery dni wcześniej pojawiły się rysy. W numerze jak zwykłe doskonale poinformowanej gazety „Washington Post” z 16 listopada ukazała się bowiem prawie identyczna wiadomość. To „prawie” polegało na tym, że dziennikarz „Washington Post” określił „bliskiego przyjaciela prezydenta” z imienia i nazwiska. „Bliski przyjaciel” okazał się panią Judith Campbell, od ośmiu miesięcy małżonką pana Daniela Exnera!
Obszerną relację z przebiegu grudniowej konferencji prasowej „New York Times” uzupełnił informacją, że przyjaciółka Kennedy’ego w czasie znajomości z prezydentem nie była bynajmniej panną. 25 października 1952 roku Judith, z domu Immoor, poślubiła aktora Williama Campbella. Rozwiedli się w 1958 roku. „Znałem ją jako bardzo łagodną, przylepną dziewczynę” – powiedział dziennikarzowi „New York Times” eks-mąż.
„Nigdy nie byłam pośrednikiem między mafią a Białym Domem”
– zapewniała pani Judith Campbell Exner w San Diego i dodawała, że nigdy nie rozmawiała z Kennedym na temat jej związków z Samem Giancaną, wówczas szefem „syndykatu zbrodni” w Chicago, ani z jego współpracownikiem Johnem Rosellim. Nigdy również nie poinformowała Giancany o swym związku z Kennedym, choć przyznaje, że mógł on o tym wiedzieć. Nigdy nie zdawała sobie sprawy, że jej znajomi są mafijnymi bossami. Nigdy też, przekonywała, nie była świadoma, że ci dwaj mafiosi udzielali CIA pomocy w rekrutacji agentów dla prowadzenia zakończonych niepowodzeniem knowań zmierzających do zabójstwa kubańskiego przywódcy. Imię Fidela Castro – mówiła – nigdy nie padło w jej telefonicznych rozmowach z Johnem Kennedym ani też w czasie, jak to określiła, prywatnych kontaktów z prezydentem. Dodała też, że choć nie pracowała w okresie, gdy „była blisko” z Kennedym, to zachowała niezależną finansowo pozycję, otrzymując pieniądze od swej rodziny.
Na koniec pani Campbell Exner wyraziła wobec rozgorączkowanych reporterów i kamerzystów nadzieję, że to spotkanie da opinii publicznej właściwe wyobrażenie na temat jej stosunków z mafiosami i przyjacielskich związków z Kennedym. „Nie byłam łączniczką mafii – powtarzała. – Moje rozmowy z Jackiem Kennedym dotyczyły spraw ściśle prywatnych”.
Niepokój Judith Campbell Exner był całkowicie uzasadniony. Cała sprawa zaczęła się w czerwcu 1975 roku, gdy postępujące dochodzenie komisji senackiej wydobyło na jaw najciemniejsze sekrety administracji Kennedy’ego: spiski Centralnej Agencji Wywiadowczej z pomocą mafii i agenta AMLASH oraz „Operację Mangusta”. Właśnie odkrywając owe tajemnice, komisja dowiedziała się o postaci Judith Campbell. Senatorowie byli wstrząśnięci. Co więcej, komisja powzięła podejrzenie, że prezydent Kennedy wykorzystywał swoją przyjaciółkę jako kanał łączności z antycastrowskimi spiskowcami. Postanowiono przesłuchać Judith Campbell, która jednak, dobrze wiedząc, że z mafią nie ma żartów, nie kwapiła się do składania zeznań. Adwokat Henry A. Hubschman poradził jej, by dobrowolnie nie udzielała komisji żadnych informacji, odpowiadając jedynie „tak” lub „nie” na zadawane pytania.
Nie ułatwiło to zadania głównemu radcy komisji, Frederickowi A. O. Schwarzowi, prowadzącemu przesłuchanie wraz z siedmioma innymi członkami personelu. Pani Campbell przyznała się do częstych spotkań tak z Johnem Kennedym, jak i Giancaną oraz Rosellim, ale zaprzeczyła jakoby wiedziała cokolwiek o wspólnym spiskowaniu Centralnej Agencji Wywiadowczej i mafii.
Członkowie komisji zaakceptowali usłyszane twierdzenia
i zdecydowali się nie wnikać głębiej w związki łączące Judith Campbell, Johna Kennedy’ego, Sama Giancanę i Johna Rosellego, być może w obawie przed tym, dokąd takie śledztwo mogłoby zaprowadzić. Przewodniczący komisji, Frank Church, który nawiasem mówiąc, był niegdyś przyjacielem Johna Kennedy’ego, podsumował dyskusję następująco: „Nie mamy żadnego dowodu, że pani Campbell była kimkolwiek w rodzaju łącznika”. Ostatecznie, motywując to szacunkiem dla reputacji nieżyjącego prezydenta i interesami politycznymi Partii Demokratycznej, komisja postanowiła nie zdradzić nazwiska ani płci „przyjaciela” Kennedy’ego w przygotowywanym właśnie sprawozdaniu. Dociekliwi dziennikarze z „Washington Post” nie byli tak delikatni.
Stronienie komisji senackiej od rozszyfrowania związków między prezydentem, mafiosami i panią Campbell, nie pozostało niezauważone przez dziennikarzy. William Safire określił na łamach „New York Times” śledztwo komisji jako kolejną działalność „maskującą” (po pracach Komisji Warrena) i zażądał odpowiedzi na pytanie, dlaczego komisja nie zwróciła się do Franka Sinatry o wyjaśnienie jego roli w umożliwieniu światu zorganizowanej przestępczości penetracji Białego Domu.
Przyczyną pojawienia się tej ostatniej kwestii była wypowiedź pani Campbell na konferencji prasowej o tym, że poznała prezydenta Kennedy’ego przez „wspólnego przyjaciela” w początkach lutego 1960 roku w Las Vegas. Kennedy rozpoczynał właśnie kampanię prezydencką. Znajomość pani Campbell z Giancaną została zawarta w końcu marca, na przyjęciu w Miami Beach, dzięki temuż „przyjacielowi”. Z kolei Giancana przedstawił ją Rosellemu. Owym nienazwanym przez panią Campbell „wspólnym przyjacielem” był właśnie Frank Sinatra.
Komisja senacka – wywodził w „New York Times” Safire – miała obowiązek zweryfikować szczegóły początków tych znajomości, które doprowadziły do podejrzanej roli pani Campbell i ustalić w bezpośredniej rozmowie z Sinatrą, czy poprzez Giancanę został i on wtajemniczony w spisek z udziałem mafii i Centralnej Agencji Wywiadowczej.
Tymczasem emocje związane z osobą pani Campbell Exner chwilowo opadły i
na plan pierwszy wysunął się generalny problem spisków na życie Fidela Castro.
W miarę postępu prac komisji senackiej, powołanej pierwotnie do spraw agencji wywiadowczych, coraz wyraźniej ukazywała się ich dwuznaczna rola w dziejach śledztwa prowadzonego po zabójstwie Johna Kennedy’ego. Przy tym, komisja jakby nie chcąc brać na swoje barki odpowiedzialności za nieuchronną rewizję wielu utrwalonych poglądów na czasy, politykę i śmierć Kennedy’ego, poczyniła szereg zastrzeżeń. Podkreśliła mianowicie, że nie podejmowała próby powtórzenia pracy Komisji Warrena: nie weryfikowała wniosków zawartych w jej raporcie, nie badała dowodów rzeczowych, którymi dysponował zespół Warrena, nie analizowała problemu, czy Lee Harvey Oswald był faktycznie zabójcą Kennedy’ego. Komisja senacka z 1975 roku zajęła się natomiast zbadaniem kwestii prawidłowego wywiązania się agencji wywiadowczych z obowiązków związanych z udziałem w śledztwie w sprawie zabójstwa prezydenta i stosunku do Komisji Warrena. Opracowując raport końcowy ze swej działalności, senatorzy zdecydowali jeden z jego tomów poświęcić w całości postępowaniu CIA i FBI w śledztwie, co w rezultacie doprowadziło do ujawnienia szczegółów zbrodniczych planów antycastrowskich.
Niemal tego samego dnia, gdy Fidel Castro objął władzę na Kubie, Stany Zjednoczone stały się centrum wszelakich wysiłków mających na celu jego usunięcie. Uciekinierzy z Kuby, siły antykomunistyczne, grupy biznesu, postacie świata podziemnego i waszyngtońska administracja – wszyscy mieli powody, by zabiegać o obalenie Castro. Społeczność emigrantów tworzyła organizacje prowadzące działalność skierowaną przeciwko nowej władzy kubańskiej. Niektóre z nich zajmowały się operacjami dywersyjnymi na wyspie. Wielu Amerykanów ustanowienie ustroju socjalistycznego na Kubie i jej sojusz ze Związkiem Radzieckim uważało za krok wprowadzający komunizm na zachodnią półkulę. Dla nich powstrzymanie Castro oznaczało zapobiegnięcie „groźbie komunizmu”. Dla innych zmiany zachodzące na Kubie równały się utracie dochodowych interesów; do tej grupy można też zaliczyć bossów zorganizowanej przestępczości. Rząd Stanów Zjednoczonych nie mógł ścierpieć myśli o socjalistycznym państwie pod bokiem. Podejmowane przez te wszystkie kręgi działania były zazwyczaj wzajemnie odizolowane, niekiedy jednak dochodziło do połączenia sił. Mając powyższe na uwadze, komisja senatora Churcha dołożyła wielu starań dla zrekonstruowania działalności administracji Kennedy’ego wobec socjalistycznej Kuby. W czasie swego dochodzenia komisja przesłuchała ponad 50 świadków oraz przestudiowała dziesiątki tysięcy stron dokumentów, których znaczna część pozostawała dotąd utajniona.
Rezultaty pracy komisji, streszczone w piątym tomie jej raportu, przedstawiają się następująco.
W kwietniu 1961 roku zakończyła się niepowodzeniem przygotowana przez Centralną Agencję Wywiadowczą akcja w Zatoce Świń. W listopadzie rząd Stanów Zjednoczonych zdecydował, że podobne jawne działania nie są więcej możliwe do przeprowadzenia i rozpoczął przedsięwzięcie określone jako „Operacja Mangusta”. Kres jej położył kryzys kubański w październiku 1962 roku. Tajne posunięcia wykorzystujące emigrantów zostały zredukowane, Federalne Biuro Śledcze zaś poczęło ograniczać akcje kubańskich organizacji kontrrewolucyjnych. Ten dość radykalny zwrot przeciw paramilitarnej działalności uciekinierów kubańskich wyzwolił ich nienawiść. Przywódcy i opiekunowie niektórych grup emigrantów uznali zmianę polityki rządowej za oznakę słabnięcia woli Stanów Zjednoczonych obalenia socjalistycznych rządów na Kubie.
Tymczasem jednak Centralna Agencja Wywiadowcza przygotowywała spiski mające doprowadzić do zabójstwa Fidela Castro i w ten sposób wywołać na wyspie kontrrewolucję. Od roku 1960 do początku 1963 CIA wykorzystywała w tym celu postacie ze świata podziemnego. Poczynając od maja 1962 roku wysiłki spiskowców były znane FBI, która w marcu 1963 roku dowiedziała się również o ich zaprzestaniu.
Ten ostatni fakt spowodowała decyzja „Grupy Specjalnej” Rady Bezpieczeństwa Narodowego, w wyniku której CIA nawiązała kontakt z osobą pozostającą w bezpośredniej bliskości Fidela Castro, oznaczoną nazwą kodową AMLASH. Wkrótce po spotkaniu AMLASH z przedstawicielem Agencji,
Castro ostrzegł władze Stanów Zjednoczonych
przed popieraniem terrorystów zmierzających do pozbycia się kubańskich przywódców, zapowiadając, że Kuba znajdzie odpowiedź.
Kilka dni później Komitet Koordynacyjny do spraw kubańskich – międzyagencyjna komisja planująca, podporządkowana „Grupie Specjalnej” Rady Bezpieczeństwa Narodowego – spotkał się w celu przeanalizowania ostrzeżenia Castro, które zostało szeroko zrelacjonowane w amerykańskiej prasie. W skład Komitetu wchodzili przedstawiciele Departamentów: Stanu, Obrony i Sprawiedliwości oraz Sztabu Spraw Specjalnych – komórki CIA odpowiadającej za sprawy kubańskie, w tym operację AMLASH. Uczestnicy posiedzenia z 12 września 1963 roku doszli do jednomyślnej konkluzji: Castro nie zaryzykuje konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi. Na tej podstawie odrzucono możliwość podjęcia przez Kubę ataku na przedstawicieli władz waszyngtońskich na terenie Stanów Zjednoczonych i nie obarczono żadnej agencji odpowiedzialnością za szczegółowe rozeznanie takiej ewentualności.
W następnych tygodniach CIA dokonała kolejnego kroku w rozwoju operacji AMLASH, przekazując agentowi informacje o popieraniu tej akcji przez Stany Zjednoczone. Pomimo ostrzeżeń niektórych pracowników CIA, że operacja jest kiepsko pomyślana i niebezpieczna, kierownik Sztabu Spraw Specjalnych, Desmond Fitzgerald, spotkał się z AMLASH 29 października 1963 roku, mówiąc mu, że jest „osobistym przedstawicielem” prokuratora generalnego Roberta Kennedy’ego i oświadczając, że Stany Zjednoczone poparłyby przewrót na Kubie. (Fitzgerald zmarł nagle 23 lipca 1967 roku podczas gry w tenisa).
Komisja senacka wzięła również pod przysłowiową lupę działalność Federalnego Biura Śledczego. Okazało się, że
Lee Harvey Oswald nie był postacią nieznaną agencjom wywiadowczym.
W końcu roku 1959 FBI założyło mu „akta bezpieczeństwa”, ze względu na jego „dezercję” do Związku Radzieckiego, a po jego powrocie do Stanów Zjednoczonych w czerwcu 1962 roku dwukrotnie go przesłuchiwano. Odmówił wówczas poddanie się testowi z „wykrywaczem kłamstwa”.
W lecie 1963 roku Oswald przebywał w Nowym Orleanie, który stanowił bazę wypadową wielu kontrrewolucyjnych organizacji kubańskich, podejmujących akcje dywersyjne na Kubie, takich jak: Alpha 66, Second National Front of Escambray, Commandos L-66. Po kryzysie z roku 1962, zgodnie z porozumieniem zawartym między rządami Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, CIA ograniczyła inspirowanie operacji przeciw Kubie. Co więcej, w obawie, że ZSRR potraktuje to jako naruszanie porozumienia, agencje rządowe wraz ze strażą graniczną i celną podjęły starania o zapobieganie akcjom emigrantów kubańskich. Jak doniosła na pierwszej stronie gazeta „New Orleans Times–Picayune” z 1 sierpnia 1963 roku, w jednym tylko domu w Nowym Orleanie FBI skonfiskowała ponad tonę dynamitu, 20 bomb, napalm i inne podobne materiały.
5 sierpnia Oswald nawiązał kontakt z uchodźcą kubańskim Carlosem Bringuierem, oferując swoją pomoc w szkoleniu sił antycastrowskich. Cztery dni później Bringuier zobaczył Oswalda rozdającego na ulicy ulotki, tym razem procastrowskie. Wybuchła awantura; Oswald został aresztowany za „zakłócenie porządku publicznego” i ponownie przesłuchany przez FBI. Miesiąc później udał się do Meksyku, gdzie odwiedził zarówno kubańskie, jak i radzieckie przedstawicielstwo dyplomatyczne i rozmawiał z radzieckim wicekonsulem.
Natychmiast po zabójstwie Kennedy’ego, dyrektor Federalnego Biura Śledczego J. Edgar Hoover zażądał kompletnego przeglądu sprawy Oswalda. W ciągu sześciu dni otrzymał raport ujawniający poważne niedostatki dochodzeń podejmowanych przez FBI, między innymi brak zweryfikowania zeznań Oswalda (jak się okazało – kłamliwych) oraz lekceważenie istotnych informacji na temat jego postępowania. W rezultacie 17 pracowników Biura, w tym jeden z pomocników dyrektora, zostało ukaranych dyscyplinarnie. Jednak o żadnym z tych faktów nie powiadomiono Komisji Warrena, ani tym bardziej opinii publicznej.
Senacka komisja pod przewodnictwem Franka Churcha doszła w tym momencie do wniosku, jakże odpowiadającego odkryciom i spekulacjom wielu detektywów-amatorów. Otóż zgromadzone dowody sugerowały, że podczas śledztwa prowadzonego przez zespół Warrena, najwyżsi urzędnicy FBI nieprzerwanie dbali o ochronę reputacji biura i o uniknięcie jakiejkolwiek krytyki za zaniedbanie swych obowiązków. W niedługi czas po zabójstwie Kennedy’ego Biuro dostarczyło sprawozdanie konkludujące, że Oswald był zabójcą i że działał samotnie. Sprawozdanie oparto na wąsko zakrojonym dochodzeniu, bez zbadania wątków ewentualnego spisku, zagranicznego czy wewnętrznego.
Pomimo posiadania informacji o zaangażowaniu Oswalda zarówno w pro-, jak i antycastrowską działalność oraz o zamiarach CIA względem Castro, FBI nie podjęło próby odpowiedzi na pytanie, czy Kuba lub emigranci kubańscy byli w jakiś sposób włączeni w zamach na prezydenta. Dyrektor Hoover traktował Komisję Warrena jak przeciwnika. Wielokrotnie powtarzał, iż sędzia Warren czeka na pretekst do krytyki FBI i podejmuje wysiłki, by „znaleźć luki” w śledztwie przeprowadzonym przez Biuro. Hoover nie byłby sobą, gdyby w „rewanżu” nie poprosił o dostarczenie mu materiałów dotyczących członków i personelu Komisji, znajdujących się w aktach FBI.
Ani Federalne Biuro Śledcze, ani Centralna Agencja Wywiadowcza nie powiadomiły Komisji Warrena o próbach zmierzających do zamordowania Fidela Castro.
Mogłoby to mieć istotne znaczenie zwłaszcza w kwestii operacji AMLASH, która właśnie znajdowała się w toku w momencie zabójstwa prezydenta. W przeciwieństwie do wcześniejszych spisków, tu wykonawca zbrodniczych planów miał bezpośredni kontakt z Agencją. Konspiracyjne działania kontynuowano pomimo zastanawiającego ostrzeżenia ze strony Castro. Tymczasem CIA nie starała się zbadać ewentualnych związków między operacją AMLASH a śmiercią Kennedy’ego, ani nie podjęła się dochodzenia w sprawie możliwego zaangażowania rządu kubańskiego lub kontrrewolucjonistów kubańskich w zamach.
Rzecz jasna, wewnątrz CIA i FBI dostęp do informacji o spiskach na życie Castro, w tym i operacji AMLASH, miała tylko niewielka grupa wtajemniczonych osób. Jak zeznali przed komisją senacką niewymienieni z nazwiska funkcjonariusze CIA, którzy byli poinformowani o sprawie AMLASH, nie wiązali jej z zabójstwem prezydenta. Przedstawiciele obu agencji, współpracujący z Komisją Warrena jako łącznicy, nie wiedzieli o spiskach CIA. A wiedza ta w istotny sposób mogła zmienić kierunek prowadzenia śledztwa przez Komisję Warrena! – oświadczyli senatorom przesłuchiwani funkcjonariusze FBI, CIA i personel zespołu Warrena.
Po zakończeniu pracy Komisji Warrena zarówno dyrektor FBI Hoover, jak i zastępca dyrektora CIA do spraw planowania, Richard Helms (następca Bissela), polecili traktować sprawę zamachu na Kennedy’ego jako otwartą. Nie doprowadziło to jednak do podjęcia żadnych nowych kroków śledczych. Kierownictwa obu agencji nazbyt obawiały się skandalu, jakim mogłoby zakończyć się ewentualne ujawnienie śladów wiodących do środowiska emigrantów kubańskich i mafijnych bossów.
Niespodziewanie, na początku 1967 roku, ewentualność taka stała się w pełni realna. W końcu stycznia znany dziennikarz gazety „Washington Post” (jakiejż by innej!), Drew Pearson, spotkał się z sędzią Earlem Warrenem i powiadomił go o swojej rozmowie z jednym z prawników waszyngtońskich. Ów prawnik miał oznajmić Pearsonowi, że pewien jego klient posiada informacje o próbach agend Stanów Zjednoczonych zabicia Fidela Castro i postanowieniu Castro odwzajemnienia się tym samym na osobie prezydenta. Earl Warren nie wyraził zainteresowania spotkaniem z tym adwokatem, natomiast przekazał wiadomość dyrektorowi Secret Service, Jamesowi J. Rowleyowi. Ten z kolei zawiadomił Hoovera. Po dwóch dniach otrzymał odpowiedź, iż „Biuro nie prowadzi żadnego śledztwa”, ale mogłoby przyjąć informacje złożone dobrowolnie. Odpowiedź ta wyniknęła ze stanowiska FBI, w myśl którego powiązania Oswalda z rządem kubańskim były brane pod uwagę w pierwszej fazie śledztwa, lecz ponieważ nie stwierdzono żadnych dowodów na poparcie tej tezy, uznano, że nie ma powodu wszczynać śledztwa od początku.
Jednakże sensacyjne pogłoski dotarły do Białego Domu i 17 marca prezydent Johnson poinstruował FBI, by dokonała przesłuchania adwokata. Trzy dni później dwóch agentów FBI z oddziału w Waszyngtonie zgłosiło się do adwokata. W przekazanym następnie kierownictwu Biura memorandum stwierdzili oni, iż adwokat odmówił zdradzenia nazwiska klienta, zasłaniając się przywilejem tajemnicy zawodowej, podał natomiast wiele szczegółów. Otóż klientami owego adwokata mieli być przedstawiciele świata zorganizowanej przestępczości, z których to kręgów otrzymali wiadomość o okolicznościach śmierci Kennedy’ego, sami nie będąc w nią zamieszani. Zostali oni swego czasu zaangażowani przez pewną agencję rządową Stanów Zjednoczonych w projekt, który – jak im oznajmiono – cieszy się aprobatą najwyższych władz państwowych. Jego celem było zamordowanie Fidela Castro. Plany przewidywały między innymi infiltrację otoczenia kubańskiego przywódcy. Jednakże Castro aresztował wielu podejrzanych, wyciągnął z nich wszystkie szczegóły spisku i zdecydował się przyjąć tę samą taktykę –
zatrudnił kilku osobników, którzy zostali wyekspediowani do Stanów w celu zabójstwa Johna F. Kennedy’ego.
Informacje klientów adwokata na ten temat miały pochodzić od poufnych informatorów z bliskiego otoczenia Castro, tych właśnie, którzy początkowo zostali zaangażowani w oryginalny projekt przeciw kubańskiemu przywódcy.
Co więcej, klienci adwokata znali tożsamość niektórych osobników, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych; dwóch z nich miało znajdować się w stanie New Jersey. Prawnik opisał też, jak jeden z jego klientów, słuchając oficjalnego oświadczenia, iż Lee Harvey Oswald był samotnym zabójcą prezydenta Kennedy’ego, „płakał ze śmiechu i potrząsał głową z widoczną dezaprobatą”.
22 marca prezydent Johnson otrzymał aż trzy interesujące materiały: powyższe memorandum FBI, informacje od Centralnej Agencji Wywiadowczej o posłużeniu się Maheu i Giancaną w spisku przeciw Fidelowi Castro oraz wiadomość o reakcji Roberta Kennedy’ego na wieść o planach CIA. Memorandum Biura towarzyszyło pismo zalecające, by nie podejmowano żadnego dochodzenia w sprawie twierdzeń adwokata. Siedem lat później ani agenci z biura waszyngtońskiego, którzy przeprowadzili rozmowę z prawnikiem, ani agenci z centrali FBI, zaangażowani w dochodzenie w sprawie zamachu na Kennedy’ego, nie byli w stanie podać przesłuchującej ich komisji senackiej wyjaśnienia powodu zaniechania przez FBI dalszego śledztwa. Polecenia takiego nie wydał też wtedy ani prezydent, ani prokurator generalny.
Tegoż 22 marca 1967 roku wieczorem prezydent Johnson spotkał się z nowym szefem CIA Richardem Helmsem. Następnego dnia Helms nakazał sporządzenie raportu o spiskach w celu zabójstwa przygotowywanych przez Agencję. Ostateczną wersję raportu doręczono Helmsowi 22 maja. Już wcześniej jego tezy Helms zreferował Johnsonowi; z treścią raportu nie zapoznano natomiast funkcjonariuszy CIA współpracujących wcześniej z Komisją Warrena. 23 maja wszystkie notatki i materiały źródłowe, które posłużyły do sporządzenia raportu, zostały zniszczone.
Dysponując powyższym materiałem komisja senacka w początkach 1967 roku wydawała się uprawniona do wyciągnięcia daleko idących wniosków. Konkluzje zostały jednak sformułowane ostrożnie. Przede wszystkim z całą mocą podkreślano, iż
„nie odkryto żadnego dowodu wystarczającego do umotywowania wniosku, że istniał spisek w celu zabójstwa prezydenta Kennedy’ego”.
Natomiast komisja senacka zwróciła uwagę, że śledztwo prowadzone przez FBI i CIA było niepełne, a istotne fakty nie zostały przekazane ani zespołowi Warrena, ani funkcjonariuszom bezpośrednio zajmującym się dochodzeniem. Komisja stwierdziła, że w wyniku nacisków Hoovera i innych osób z kierownictwa FBI, Biuro, miast objąć działaniami śledczymi wszystkie istotne okoliczności, włączając w to możliwość spisku, zogniskowało je na jednym Lee Harveyu Oswaldzie. Nawet w tym wąskim zakresie, w odniesieniu do kontaktów Oswalda z anty- i procastrowskimi grupami kubańskimi, dochodzenie FBI i CIA przeprowadzono niedokładnie.
W niektórych sformułowaniach komisja była więcej niż ostrożna, wręcz jakby naiwna: zauważyła, że wyżsi funkcjonariusze CIA „powinni byli zdawać sobie sprawę, że operacje przeciw Kubie, szczególnie działania włączające zabójstwo Castro, wymagały wzięcia ich pod uwagę w śledztwie. Jednak, polecili oni swoim podwładnym prowadzić śledztwo, nie powiadamiając ich o tych podstawowych faktach”. Pytanie, czy niektórzy funkcjonariusze Centralnej Agencji Wywiadowczej tylko nie zdawali sobie sprawy z wagi pewnych faktów, czy też celowo dążyli do utrzymania ich w tajemnicy – miało jeszcze powrócić na porządek dnia. Podobnie jak pytanie, dlaczego FBI zlekceważyło groźby rzucane pod adresem Kennedy’ego przez świat przestępczy, który miał wszelkie możliwości, by popełnić zbrodnię. Na razie komisja senatora Churcha ograniczyła się do passusu: „Dlaczego wysocy funkcjonariusze FBI i CIA pozwolili toczyć się śledztwu w świetle tych braków, i dlaczego pozwolili Komisji Warrena wyciągać konkluzje bez wszystkich mających znaczenie informacji, jest wciąż niejasne. Z pewnością, względy reputacji publicznej, problemy koordynacji między agencjami, możliwe biurokratyczne niedomagania i kłopoty oraz skrajne poszufladkowanie wiedzy o istotnych sytuacjach mogły spowodować te niedociągnięcia. Ale istnieje możliwość, że wysocy funkcjonariusze obu agencji podjęli świadomą decyzję nieujawniania potencjalnie ważnych informacji”.
Wstrzemięźliwość komisji senatora Churcha, widoczna w rozmaitych jej poczynaniach, w niechęci do ujawniania wszystkich zebranych przez nią materiałów i w odżegnywaniu się od radykalnych wniosków odzwierciedliła się też w końcowym zaleceniu raportu. Wyrażono w nim przekonanie, że dochodzenie winno być kontynuowane, w związku z czym nie sformułowano ostatecznej konkluzji, natomiast zarekomendowano stałej Komisji Senatu do spraw Wywiadu podjęcie dalszych kroków. Raz jeszcze potwierdzając swój sceptycyzm, komisja ostrzegła na koniec, że „nawet po wykonaniu dodatkowej pracy śledczej, mogą nie pojawić się dodatkowe dowody oświetlające zasadniczy problem: dlaczego prezydent Kennedy został zabity”.
Kilkunastomiesięczna praca komisji Franka Churcha, wydobywszy na światło dzienne najgłębsze tajemnice prywatnego życia Johna Kennedy’ego i działalności jego administracji, przyniosła dwa skutki. Pierwszym było wskazanie na wspólnotę interesów uczestników spisku na życie prezydenta – jeśli takowy zawiązano – oraz dwóch najpotężniejszych instytucji śledczych w Stanach Zjednoczonych – FBI i CIA, która to wspólnota umożliwiła zatarcie śladów wiodących w jakąkolwiek inną stronę niż do „maniakalnego, samotnego mordercy” – Lee Harveya Oswalda.
Drugim skutkiem stało się wywoływanie powszechnego przekonania, że
zbyt wiele okoliczności śmierci Johna F. Kennedy’ego znalazło się poza śledztwem Komisji Warrena,
by można sprawę zamachu na trzydziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych nadal oficjalnie uznawać za zamkniętą. Ponadto, rewelacje odkryte przez senatorów, przywiodły część z nich do przypuszczenia, że nowe śledztwo weszłoby na wyraźny trop, prowadzący z Dallas przez Nowy Orlean do Hawany.
Skomentuj